niedziela, 19 października 2008

Czekając na palmy, caipirinię na plaży i fale oceanu...

23.09.2008
Czekając na lot do Natal spędziliśmy kilka godzin na lotnisku w Guarulhos. Siedząc przy kawie można poobserwować ludzi, którzy w Brazylii tworzą prawdopodobnie jedną z najciekawszych konfiguracji rasowych. Pochodzą z trzech głównych korzeni. Biały to wynik europejskiej kolonizacji, czarny - czasów niewolnictwa, w których do Brazylii przywieziono ponad 3 mln mieszkańców Afryki. Trzeci korzeń to rdzenna ludność, zamieszkująca tereny Ameryki Południowej przed okresem ekspansji europejskiej. Te trzy źródła dodatkowo wzbogacają japońscy imigranci, którzy pojawili się w Brazylii na początku XX w. Wszystkie razem tworzą nieskończoną liczbę typów urody, dzięki czemu przyglądanie się ludziom staje się jeszcze bardziej pasjonujące niż zwykle. Niemal każda twarz ma w sobie coś interesującego.

Ciekawa rzecz - w miejscach, w których panuje duży ruch (lotniska, hotele) kręci się mnóstwo osób zajmujących się zawodowo skakaniem wokół zdezorientowanych turystów - proponują pomoc w przeniesieniu bagaży, reklamują z pewnością najlepszą w mieście korporację taksówkową i naganiają do wolnych wozów; każdy, nawet marny hotel zapewnia obsługę portierów. Wszyscy sa odpowiednio ubrani, więc najprawdopodobniej są legalnie zatrudnieni. Początkowo zdaje się, ze nie ma to ekonomicznego uzasadnienia - utrzymanie tylu pracowników musi przeciez sporo kosztować. Być moze jest jednak inaczej - pensje minimalne w krajach rozwijających się (a takim wciąz jest Brazylia) nie są zazwyczaj wysokie. Ludzie ci są zapewne zatrudnieni na groszowych pensjach po to, aby mogli zarobić jakiekolwiek pieniądze z napiwków. Te zresztą przekazuje się z przyjemnością - wszechobecni "pomocnicy" są zawsze uśmiechnięci, życzliwi i sympatyczni. Ich uśmiech jest naturalny, ma niewiele wspólnego ze standardami europejskich korporacji typu "zestaw zwykły czy powiększony?" a la McDonalds. Sprawiają wrazenie ludzi szczęśliwych; moze to po prostu naturalna, wynikająca z mentalności (i całorocznego słońca) pogoda ducha...? Nie wiem, w każdym razie dla mnie bomba.

Brak komentarzy: