Transport autobusowy jest w Brazylii świetnie rozwinięty - busem mozna dotrzeć wszędzie, bez znaczenia, czy dystans to 100 czy 3000 km. Ich popularność to efekt dwóch czynników - po pierwsze, bilety lotnicze są drogie i mało kogo na nie stać. Po drugie - kolej w Brazylii praktycznie nie istnieje. Jedyna mozliwość to autokar. Podrózowanie nimi zajmuje mnóstwo czasu, tego jednak Brazylijczykom nie brakuje. Trzeba przyznać, ze plusem jest jakość autobusów - te, którymi jeździliśmy, były nowe lub prawie nowe, miały szerokie, wygodne fotele i mnóstwo miejsca. Przy dłuzszych kursach przewoźnicy proponują dwa standardy. Zwykły, convencional, jest i tak na niezłym poziomie. Pamiętam jazdę z Warszawy o Lyonu - było to koszmarne przezycie; przy europejskich autokarach brazylijski convencional to business class. Dla bardziej wymagających pozostaje leito - jeszcze szersze fotele, które mozna rozłożyć przekształcając je w niemal łózko, mnóstwo miejsca na nogi, bar z napojami i kanapkami. Bilety sa drozsze, ale przy długich trasach warte przemyślenia.
Trzeba zwrócić szczególną uwagę na ubiór - w nocy kierowcy okrutnie schładzają wnętrze, pewnie bronią się w ten sposób przed snem. Oznacza to 15 st. w kabinie, dreszcze i bezsenność - o ile nie zabierze się ze sobą śpiwora lub swetra. Mi się udało zasnąć jakieś 30 minut przed dotarciem do Balneario, w związku z czym niemal przespaliśmy nasz cel. Nikt się specjalnie tym faktem nie przejął - mało brakowało, a dojechalibyśmy do Ararangua, kilkaset kilometrów dalej...
Camboriu wita nas deszczem, jest zimno (jesteśmy na południu Brazylii), pusto i smętnie. Taksówkarz zabiera nas do Giby. Po kilkuminutowym dzwonieniu w końcu otwiera drzwi - prawdopodobnie pierwszy raz w zyciu wstał tak wcześnie.
Balneario to małe miasto - kurort nad oceanem, które powstało w połowie XX wieku. Liczy ok. 80 tys. mieszkańców, ale w sezonie przewija sie przez nie milion osób. Na szczęście październik to w Brazylii wczesna wiosna, więc jest pusto i przyjemnie.
Atmosfera w Balneario jest raczej kameralna, mimo wszechobecnych, nadmorskich wieżowców, na których developerzy zbijają fortuny. W mieście pełno jest barów i restauracji w każdej grupie cenowej. Naszym ulubionym miejscem stała się Italiano Cafe, gdzie na powierzchni bez mała 20 m2 umieszczono 8 stolików. Ten, kto ma więcej niz metr siedemdziesiąt raczej tam nie usiądzie, jezeli jednak da radę, musi co kilkadziesiąt sekund zmieniać pozycję aby nie zdrętwieć. Właściciel, wyglądający na najszczęśliwszego człowieka świata, nieustannie robi sobie z gości zarty. Przy okazji podaje wyśmienitą kawę.
Miasto jest ciekawie połozone - między oceanem a pasmem wzgórz, z których mieszkańców dogląda Cristo Redentor, podobny do tego w Rio. Wersja z Camboriu trzyma w dłoni coś na kształt wielkiego reflektora, który, jak twierdzi Giba, skutecznie utrudnia sen wielu mieszkańcom.