Po krewetkach poszliśmy na kolejny spacer. Zatrzymaliśmy się na chwilę, po czym podszedł do nas chłopak i gestykulując zaprosił nas, abyśmy podeszli do jego znajomych. Przedstawił ich i padło hasło "capoeira". Potem zaczęli piętnastominutowy pokaz, który mnie oczarował.
Trzech piętnastolatków bawiło się tańcem, walką, przeróznymi figurami. Widowisko było fascynujące, robiłem zdjęcie za zdjęciem, wychodziły surrealistyczne - dziesiątki nienaturalnych, pozornie niemożliwych do wykonania akrobacji. Miękkość, płynność figur i radość wymalowana na ich twarzach robiły niesamowite wrazenie. Po pokazie spytałem jednego z nich, jak długo ćwiczy; najpierw z powazną miną uderzył się w serce wskazując, skąd bierze energię, potem zapewnił nas, ze capoeira to dla niego powazna sprawa i poświęcił jej juz 8 lat.
W ich podejściu do capoeiry było coś z religii. Być moze wynika to z jej historii, związanej z oporem niewolników. Zdając sobie sprawę z ciągłego zagrożenia płynącego ze strony kolonizatorów stworzyli sztukę walki, która czerpała z afrykańskich obrzędów. Ćwiczyli w lasach, w ukryciu. Z czasem capoeira przekształciła się w taniec, aby ławiej było ja praktykować. Co ciekawe, np. w Salvadorze była zakazana az do lat 20. XX wieku.
Wrażenie było kolosalne. Jeden z chłopaków, zegnając się, podszedł do mnie mówiąc: "You promise, these photos internet polaco". Realizuję obietnicę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz