sobota, 3 stycznia 2009

Favele - opowieść Giby

Juz na początku naszej wyprawy podjęliśmy decyzję, ze tym razem omijamy duze miasta, szukamy bardziej kameralnych klimatów. Po pierwsze - musieliśmy dokonać wyboru, wszystkiego zobaczyć nie mozna. Po drugie - najzwyczajniej w świecie baliśmy się zapuszczać w nieznane rewiry Rio czy Sao Paulo. Ten, kto oglądał Miasto Boga, wie dlaczego. Nie załowaliśmy tej decyzji - szczególnie po spotkaniu z Gibą, który stwierdził ze nawet on, będąc Brazylijczykiem, boi się tych miast i porusza sie po nich wyłącznie z lokalnymi znajomymi. Był jednak w favelach niejednokrotnie i opowiadał o nich sporo interesujących rzeczy.

Geneza powstania faveli sięga końca XIX wieku, czasów, w których zniesiono niewolnictwo. Fala wyzwolonych ruszyła do miast, zasilając przedmieścia. Miasta nie były w zaden sposób na to przygotowane, czego efektem była fala epidemii i zgonów. Choroby i bieda nie wyeliminowały favelados - przedmieścia rozwijały się i stawały się coraz liczniejsze. Efektem widocznym dziś są slumsy, obecne praktycznie w kazdym większym mieście w Brazylii.

Notki z opowieści Giby

Problem z favelami widziany oczami przyjezdnego polega na tym, ze płynnie wchodzą w miasto, nie są od niego oddzielone. Oznacza to, ze mozna się w nich znaleźć nie do końca zdając sobie z tego sprawę. A to moze doprowadzić do sytuacji, w której nieświadomie wejdzie się na teren, z którego mozna wyjść w odmiennym stanie. Miejscowi natychmiast rozpoznają obcego, a wtedy być moze jedyną szansą ocalenia skóry jest deklarowana chęć zakupu narkotyków. Wówczas działa juz inna zasada - "klient nasz Pan". Osoba, która zrobi krzywdę potencjalnemu klientowi z zewnątrz, jest surowo karana - pozbawia favelowe gangi zarobku.
Policja z zasady w favelach się nie pojawia - chyba, ze z okazji grubszej akcji przeciw narkotykowym baronom. Wtedy wjezdzają wozami pancernymi - w zwykłych radiowozach przezyliby pewnie kilka lub kilkanaście minut. Policjanci w favelach nie kojarzą się z bezpieczeństwem, jest raczej odwrotnie - ich pojawienie się zawsze oznacza strzelaniny, podczas których giną przypadkowi ludzie. Mieszkańcy nie są lojalni wobec władz - administracja tam nie dociera, nie zapewnia ludziom bezpieczeństwa fizycznego i społecznego. Państwo w ich oczach nie ma favelom nic do zaoferowania. szefowie gangów mają tego świadomość i dość przebiegle to wykorzystują, wchodząc w rolę państwa. Narkotykowe pieniądze zapewniają edukację i opiekę, zarówno medyczną, jak i socjalną. Dzięki temu ludzie wiele im zawdzięczają i w razie konfliktów stają po stronie gangów, a nie policji. Ceną za korzystanie z "opieki" jest bezwzględna lojalność i posłuszeństwo. Od powołania do służby w mafii nie ma odwołania. Niesubordynację karze się za pomocą ołowianej kulki. W ten sposób utrzymuje się dyscyplinę i pewność, że w favelach nie dojdzie do przewrotu.
Patrząc na prawa, które rządzą favelami, trudno uwierzyć w jakąkolwiek zmianę. Tam nie ma państwa, to tereny (i miliony ludzi) wyjęte spod jurysdykcji, przyjętych reguł i norm. Być moze jedynym, utopijnym sposobem na rozwiązanie problemu jest "wykupienie" ludzi, zapewnienie im w krótkim czasie pełnej osłony socjalno-ekonomicznej tak, aby mogli przejść na stronę prawa nie bojąc sie o swoją egzystencję. Wymagałoby to jednoczesnej, szybkiej eliminacji przestępców, co zapewne przerodziłoby się w wojnę totalną. Na taki ruch potrzebne byłyby niebotyczne, jednorazowe pieniądze, których raczej nigdzie się nie znajdzie. Według Giby państwo juz dawno pogodziło się z istnieniem faveli i nie zamierza z tym nic robić. Smutne.

Przestępczość to aspekt, który nigdy nie pozwolił nam poczuć się w Brazylii w pełni swobodnie. Moze i dobrze - ciągłe zachwyty nad jej pięknem i złożonością doprawia się nieustanną czujnością, która wyostrza zmysły i umozliwia pełniejsze spojrzenie. Stosując nieco grafomańskie porównanie, Brazylia jest dla mnie jak caipirinha, którą pije sie wszędzie - słodka, pyszna i relaksująca, a przy tym pełna goryczy. Ponad wszystko - uzalezniająca.

Brak komentarzy: